No dobra. Ja wiem że jest pre-german, potem jest PD a potem są już świry kebabowe. Wydaje mi się że po tym weekendzie już mogę awansować do tych ostatnich...
Od kilku miesięcy mam wyznaczony termin u @Michaś 523i na poprawki po składaniu. Byłem na rozpoczęciu sezonu autem w Gdańsku i już zaczął poważnie odmawiać posłuszeństwa rozrusznik - pomyślałem że przed trasą go wymienię, żeby nic mnie nie zaskoczyło. Umówiłem z miesięcznym wyprzedzeniem termin do mechanika na poniedziałek (wyjazd był w czwartek) - pytałem TRZY razy czy zdąży i czy jeśli coś się pokisi to i tak wszystko zrobi. "Tak tak, na 100% bez problemu".
Auto odstawiłem w poniedziałek o 8:00, we wtorek dostałem informację że alternator ledwo zipie, kolektor poskładany na silikon i problemy z wtryskami. Byłem tam we wtorek, pytam czy będzie gotowe - "tak tak na pewno ogarniemy".
W środę jestem po auto - "nooo, będzie tak później na popołudnie ale będzie, spokojnie"
Czwartek rano jestem po auto - "spokojnie, poskładam na Twój fajrant, zgarniesz auto i pojedziesz" (przede mną trasa 450km)
Kończę pracę o 18, czekam do 19 tak jak byliśmy umówieni, dzwonię że może po mnie wpaść to mnie zgarnie na warsztat - "eeee no jest kłopot, poskładałem ale przedmuchy są, auto pierdzi nie jedzie i nie ma ładowania"
No nie powiem, wściekłem się. Poleciałem na warsztat i widzę taki obrazek:
No myślę sobie, to chyba dzisiaj do gdańska nie dotrę... Zły jak osa wycedziłem że będzie składał aż złoży, coś tam pokrzyczałem i mówię czekam w warsztacie na gotowe auto.
O 1 w nocy taki widok
Myślałem że jeszcze docisnę do gdańska na 3cią, a potem rano pobudka i trasa do łodzi tak żeby prawie cały piątek mieć na robotę. No ale mechanik drapie się w głowie i mówi że dał silikonu, bo uszczelki nowej nie ma bo trzeba było 3 dni czekać a dobrze żeby auto postało kilka godzin...
Wściekły wróciłem do domu, przespałem się, 7 rano pobudka śniadanie i na 8 do warsztatu. Odpalamy auto i...
Nie ma ładowania, krztusi się, dławi, nie ma mocy. Kazałem pracownikowi szefa wyjść, po żołniersku mu powiedziałem że go pi***ole, ma trzy dni na poskładanie auta i więcej się nie widzimy.
Wróciłem w furii do domu, dzwonię do Daniela a tu info że no spoko, ale następny termin to na sierpień...
No myślę że zaraz coś zniszczę. Telefon do mechanika i pierwszy raz w końcu stanąłem za sobą a nie za kimś - 15 min tłumaczenia gościa że poleciał w kulki, że mi cały plan rozpieprzył, że było ustalone że mnie nie oleje a to zrobił itd itp.
Myślę sobie idę do warsztatu, zabieram auto jakoś do mojego garażu je dotelepie i sam ogarnę wszystko. Dam radę.
Ochłonąłem 10 min, myślę co by tu zrobić, przecież jak mi ten termin poleci to mnie z błędem poduchy na Chotową nie wpuszczą
No i w końcu wymyśliłem...
Auto na lawetę i lecę te 500km, nie odpuszczę. Właściciel chciał mnie na początku skasować za pomoc przy pakowaniu, ale jak zobaczył auto to mówi "no nie, za bardzo mi młodego siebie przypominasz, już niech stracę masz w gratisie"
Dotarłem na 20 do hotelu, specjalne parkowanie - od ściany - żeby najazdów nie ukradli (nie wiedziałem że to taki problem), picka i czekanie na następny dzień
Polecam!
Wystartowaliśmy o 7, skończyliśmy o 16. Wyprostowane dużo spraw, ale diagnostyka nadal kwiczy. Michaś już stwierdził że to nie do ogarnięcia, do prucia cała wiązka i zrobienie jej na nowo. Ja się kłóciłem że to na bank ja coś zjebałem kiedyś podpinając jakiś retrofit, a on swoje że się nie da...
Miałem trochę czasu po 16 na ochłonięcie i pomyślenie. Za koszt wyjazdu kupiłem gruza do driftu i jeszcze hydrauliczny ręczny, może to przesada, może mogłem odpuścić i jakoś powoli sam ogarnąć co poniektóre tematy...
Rano nie zdążyłem jeszcze do garażu dojechać i dostałem fotkę:
Jest komunikacja ! Od razu rozwiązał się problem z ABSem - okazuje się że siało błędami przez bałagan w kablach na linii diagnostycznej. Teraz jak ręką odjął
Zamontowaliśmy rączki, sztos okrutny
Wyprostowaliśmy temat audio i szyby pasażera
Pożegnanie i w drogę kolejne 500km... Lawetą jeździ się bardzo wygodnie, ale przesadziłem z prędkością na zwężce i skosiłem pachołek lusterkiem. Oczywiście obudowa rozpieprzona w drobny mak, dobrze że lustro całe. Stówkę za plastik muszę dodać do bilansu wyjazdu...
Nowa rejka siadła idealnie
Z tego powodu nie robiliśmy spasu. Wychodzi na to że dystans nie potrzebny, obniżę ją sam i będzie git.
Jutro wymiana alternatora, pod koniec tygodnia na podnośnik i check mechaniczny, ogarnięcie wycieków i wymiana sondy lambda (bo komputer nareszcie może powiedzieć co go boli) i.... już nic.
A nie, jeszcze do wymiany półka tylna, żeby roletę elektryczną zamontować jak panbu przykazał.
Nikt nie mówił że będzie łatwo